niedziela, 8 lutego 2015

TO NIE POŻEGNANIE !!!!

Kochani to nie pożegnanie to tymczasowe do widzenia. Chodzi o to że na razie nie mam weny ani pomysłów na kolejny rozdział, muszę pomyśleć odpocząć. Wiem że rozdziałów nie ma już długo, jak tylko wróci mi wena to wstawię 3 rozdziały na raz. Obecnie zaczęłam pisać nowego bloga oczywiście główną bohaterkę gra Lily Collins i serdecznie zapraszam. Nie jest to opowiadanie o wróżkach ani duchach ale liczę że wam się spodoba i czekam na szczere komentarze! Jak już mówiłam to nie jest pożegnanie postaram się wrócić do Widocznej w cieniu w marcu, już szykuję ... na próbuję szykować nowe rozdziały więc trzymajcie za mnie kciuki bo ja piszę tylko dla was dziękuję za wsparcie i mam nadzieję że jak powrócę w wielkim stylu (bo na pewno rozdziały będę super wyszlifowane i przemyślane przed ten czas) to nadal ktoś tu będzie i będzie wyczekiwał nowe rozdziały.
 Na razie zapraszam tutaj :D http://stay-love-blog.blogspot.com/


Pozdrawiam i (nie żegnam) do wiedzenia w marcu!

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział VII - Najgłębsze wspomnienia.

Weszłyśmy do Auli gdzie było już kilka uczniów, w rogu sali siedział Matt do którego podeszłyśmy. Oczywiście Emily wyrwała się na przód aby usiąść obok niego. Annabeth przewróciła oczami.
-Czy Emily - przerwałam na chwilę - długo się buja w Matcie ? - wyszeptałam.
-Nie pamiętam - zagryzła wargę, szepcząc mi do ucha - Jakieś sto lat..
Byłam ciekawa czy to jakiś żart czy na prawdę mają po sto lat a może i więcej. Nie chciałam znać szczegółów. Usiadłam obok Beth i starałam się być normalna. Akademia się zaczęła, oczywiście nie chciało mi się jej słuchać, za to cały czas słyszałam jak Emily gada coś do Matta.
Akademia trwała jakąś godzinę, pod koniec zobaczyłam naszego kolegę z księgarni, siedział jakieś dwa metry ode mnie. Zaczął się we mnie wpatrywać, starałam się udawać, że go nie widzie ale jego wzrok nie dawał mi spokoju. Spojrzałam w jego stronę. Miał na sobie białą koszulę i czarne, ciasne, spadające spodenki. Szarmancko się do mnie uśmiechnął, kiedy mrugnął jego oczy zmieniły się ... tęczówka była cała czarna a źrenica czerwona. Wyglądało to jak ognień, jednak gdy na niego patrzyłam czułam tylko chłód. Otuliłam się swoim swetrem ale było jeszcze zimniej. Nie mogłam się oprzeć jego spojrzeniu, to mnie przyciągało. Chłopak zamknął oczy a gdy znowu je otworzył, nie było w nich nic niepokojącego. Zwykłe brązowe nawet ładne oczy. Przestał nawet na mnie zwracać uwagę, jakby nagle był kimś innym. Wiedziałam, że muszę powiedzieć o tym Mattowi, więc wstałam tak aby nikomu nie zasłaniać niesamowicie nudnej części artystycznej. Raczej żaden uczeń nie zwrócił na mnie uwagi, prześliznęłam się obok Beth, która złapała mnie za rękę, jej uścisk był dość mocny ale nie chciałam tego pokazać.
-Co ty wyprawiasz? - wyszeptała, wyglądała na nieźle wkurzoną.
Byłam świadoma tego, że nie mogą zwracać na siebie najmniejszej uwagi bo każdy może okazać się wrogiem i dlatego chciałam powiedzieć co zobaczyłam. Bo ten chłopak na pewno nie byłby naszym przyjacielem. Uwolniłam się z jej uścisku, zrobiłam jeszcze jeden krok i byłam obok Matta.
Duch gadał z Emily zauważyłam, że nie był zbyt zainteresowany rozmową, więc gdy tylko mnie zobaczył wbił we mnie wzrok.
-Co jest An ? - zapytał.
Dziwnie mi było tak normalnie z nim gadać w końcu miesiąc temu byłam pewna, że chcę mnie zabić.
-Taak o co chodzi An ? - dołączyła się podirytowana Elfka.
-Nie tutaj.. chyba coś widziałam. Yymm możemy stąd wyjść ?
Wyraz twarzy Emily zmienił się na bardziej przerażony jakby miała pewność, że widziałam coś złego. Matt pokiwał głową i wstał z ławki za nim Emily i Annabeth.
Wyszliśmy szybko z sali, aby żaden nauczyciel nas nie widział.
Na korytarzu nie było żadnej żywej duszy, więc mogłam im wszystko wytłumaczyć.
-O co chodzi An ? - Beth wydawała się naprawdę przejęta.
Pamiętam jakby to było dziś, jej wyraz twarzy jakby trochę wkurzony, przejęty i smutny w jednym.
-Ten chłopak - zwróciłam się do Em - co był w księgarni gdy się pierwszy raz spotkałyśmy, patrzył się na mnie. Potem jago oczy zmieniły barwę na taką - zaczęłam rękami robić jakieś dziwne rzeczy przed moim oczami.
-Czarną? .... - zapytał Matt.
-....I czerwoną w środku? - dokończyła Beth.
Kiwnęłam potwierdzająco głową.
-Który to był ? - zapytał.
Nagle drzwi od auli trzasnęły a w korytarzu pojawił się wiatr. Czułam ten sam chłód, gdy zobaczyła jego oczy. W drzwiach stał już mi znajomy chłopak z czarnymi oczami.
-Ten - wskazałam na drzwi.
Uśmiechnął się i nagle wciągnęło go jakieś czarne tornado z czerwonymi światłami. Jaką miałam wielką nadzieję, że w nim zniknie, ale z moim szczęściem tak się nie stało. Pokazał prawdziwego siebie. Wielką czarną zjawę układająca się w ludzką postać, tliło od niego jakieś czerwone światło. To nie był już mały wkurwiający chłopczyk. To był demon. Pierwszy jakiego widziałam.
Jego czerwone źrenice były wbite w moją twarz, nie wiedziałam co zrobić czy uciekać czy stać w miejscu jak posąg. Powoli odwróciłam twarz w stronę Matta....


Matt

Stała jak posąg, odwróciła powili twarz w moim kierunku licząc chyba, że jakoś jej pomogę ale je nic nie mogłem zrobić. Demon to potężniejsza wersja mnie, a tamten miał wielką moc, którą każde z nas wyczuło. Oprócz Anny, ale widziałem w jej oczach wielki strach, który bił od niej na kilometr.
-Co robić ? - zapytała wpatrzona w demona.
Zjawa się zaśmiała i w ułamek sekundy zaatakowała Anne.
-Aaaa!! - dziewczyna zaczęła piszczeć i uciekać w stronę łazienek.
Ja, Emily i Beth ruszyliśmy za nimi. An uciekała najszybciej jak umiała, ale demon praktycznie był za jej plecami.
-Zostaw mnie! - krzyczała zapłakana, nie przestając biec.
Próbowaliśmy ich dogonić ale nie daliśmy rady, ostatnią rzeczą jaką widziałem był demon wyciągający niekształtną rękę w stronę An. Potem zniknęli wśród korytarzy.
We trójkę upadliśmy na ziemie.
-Gdzie oni są ? - Emily zaczęła płakać, jej złote łzy odbiły się na bluzce.
Pokręciłem głową na odpowiedź - Nie wiem! Ja po prostu nie wiedziałem. Żałowałem, że wyszliśmy z sali. Demon nie zaatakował by przy ludziach on tylko na to czekał.
Nagle usłyszeliśmy jakiś trzask i światła zamigotały. Wymieniliśmy spojrzenia. Dokładnie wiedzieliśmy co się dzieje.
-Są w szkole! - Beth podniosła się jako pierwsza.
-Ale gdzie?
-A czy to ma znaczenie? Polubiłam tę dziewczynę i nie mam zamiaru tak łatwo dopuścić do tego aby ten potwór zabrał jej duszę.
Pobiegła wzdłuż korytarza i zniknęła. Potem podniosła się Emily.
-Najlepiej się rozdzielmy, a jak ją znajdziemy ... krzyczmy.
I zniknęła w innym korytarzu. Ja miałem największy problem bo one mogły coś wyczarować i walczyć ja byłem w stanie się tylko bronić nie miałem żadnej super mocy oprócz znikania, przenoszenia rzeczy lub usypiania ale na demona nigdy by nie zadziałała żadna z tych mocy. Nie chciałem się poddawać, nagłym ruchem wstałem. Chwilę się zastanawiałem gdzie pobiec, aż nagle usłyszałem kolejny trzask, który był wyraźny i dobiegał ze stołówki, więc pobiegłem w tamtą stronę.


Anna

Demon złapał mnie za szyje i zaciągnął do stołówki. Byłam przerażona, co więcej mogę powiedzieć ? Myślałam, że już po mnie, że zaraz mnie zabiję lub rozszarpie na strzępy.
-Dlaczego to robisz? - zebrałam się na odwagę i zapytałam w prost demona.
Ten znowu się zaśmiał jakby nie umiał nic innego.
Gdy usłyszałam ten śmiech życie przebiegło mi przed oczami. To nie było tak jak inni ludzie mówią, że widzieli kilka fajnych momentów. Ja widziałam całe moje życie, ale nie moimi oczami to było tak jakbym stała obok tego wszystkiego. Zobaczyłam jak moja mama bierze mnie na ręce a obok siedzi zapłakany ze szczęścia tatuś. Potem ta chwila zniknęła i pojawiła się mała dziewczynka w czerwonej sukieneczce w kropki biegająca po całym mieszkaniu, to oczywiście byłam ja. Za mną biegli rodzice śmiejąc się i mówiąc złapię cię. Wyglądałam tam na jakieś trzy latka. Po chwili przewróciłam się i zaczęłam płakać. Ta chwila znowu znikła i pojawiło się nowe wspomnienie byłam w tej samej sukience i siedziałam na stole w moim starym domu a mama naklejała mi plaster na łokcia to na pewno się działo chwile po ostatnim wspomnieniu. Potem pierwszy dzień szkoły, urodziny, wycieczka do Londynu, robienie ciastek na święta i milion zabaw z rodzicami potem to wszystko znikło. Pojawiłam się na ośnieżonej drodze, w okół mnie był wielki las mino, że mnie tam nie było czułam chłód jakbym na prawdę stała w śniegu. Nagle z oddali powoli nadjechał samochód. To był samochód mamy, wiedziałam co to za wspomnienie - nasz wypadek samochodowy. Nie siedziałam tym razem w samochodzie tylko przyglądałam się temu, ale słyszałam o czym rozmawialiśmy.
-Lauro, widziałaś mój portfel ?
-Chyba w schowku - odpowiedziała mama.
-Gdzie jedziemy tak właściwie ? - zapytałam ucieszona ?
-Niesp...- nie zdążyła nawet dokończyć gdy inny samochód wjechał wprost na nas.
Zaczęłam płakać, na drodze było pusto a jedyną przytomną osobą była kobieta, która prowadziła drugi samochód.
Nigdy nie wiedziałam kto to był, więc z głupiej ciekawości zerknęłam w jej stronę. Nie widziałam twarzy ale widziałam czerwone oczy. Odsunęłam się i zaczęłam się zastanawiać dlaczego to wspomnienie jeszcze nie zniknęło przecież byłam nieprzytomna. Kobieta w czarnej pelerynie z kapturem na głowie wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę naszego. Otworzyła drzwi kierowcy i zaczęła się wpatrywać w mamę, która żyła..
Podeszłam bliżej, nie byłam jednak na tyle odważna by zobaczyć kto to jest. Mama trzymała się za brzuch który cały krwawił, był w niego wbity jakiś metalowy kawałek. Próbowała się podnieść. Tato leżał obok nieprzytomny ale oddychał a ja .. patrzyłam na to wszystko. Miałam lekko otwarte oczy i się wpatrywałam.
-Dlaczego to zrobiłaś, przyjaźniłyśmy się. Byłaś jedyną osobą, której nie interesowała moja moc. A tu proszę, chodzi ci tylko o nią!
Kobieta w kapturze wyjęła z kieszeni taty scyzoryk w oczach mamy widziałam ból i cierpienie.
-Proszę - wyszeptała błagalnie.
Po czym kobieta wbiła nóż w gotową już ranę a mama umarła. Zaczęłam krzyczeć, chciałam się stamtąd wydostać. Nie chciałam patrzeć na nie żywą mamę więc zaczęłam uciekać w głąb lasu. Po chwili padłam na śnieg i złożyłam twarz w ręce. Gdy je otworzyłam byłam już w nowym domu i kolejne wspomnienie, dzień w którym po raz pierwszy zobaczyłam Matta. Następne wspomnienia minęły strasznie szybko i tak się na nich nie skupiałam, przed oczami miałam tylko cierpiącą mamę błagającą kogoś o życie. Kiedy już całkiem życie przebiegło mi przed oczami zrozumiałam, że ja spałam. Obudziłam się na środku stołówki a obok mnie leżał Matt. Nade mną siedziała Beth a trochę dalej płacząca Emily.
Podniosłam się z przerażeniem, Annabeth przytuliła mnie i wyszeptała do ucha - wszystko dobrze ?
-Nie jaa.. to znaczy ! Co tu się stało ?
Zaczęła mi tłumaczyć, że demon przywołał do mnie najlepsze wspomnienia a potem to jedno najgorsze, zapadłam w krótki sen a w tym czasie Matt wbiegł do sali a demon go odepchnął i stracił przytomność.
-A gdzie jest demon ? - zapytałam - i czemu Em płacze ?
-A więc - wzięła głęboki oddech - Wbiegłyśmy krótki czas po Matcie, demon chciał wyssać ci duszę a Emily poświęciła jeden z wielkich darów aby cię uratować. Płaczę dlatego, że elfy przywiązuję się do darów. Jeden dar dostają co 10 lat. Ten dar już nigdy jej nie wróci.
-Ale po co go poświęciła ?
-Wiesz aby elf wykonał jakiś większy czar musi poświęcić dar, który dostał ostatnio ?
-Jaki dar straciła ?
-Czytanie w myślach.
W sumie się ucieszyłam ale kiedy znowu zobaczyłam zapłakaną twarz Emily mi też zachciało się płakać. Uratowała mi życie.
Podeszłam do niej i ją przytuliłam, zaczęłam dziękować i płakać razem z nią. Zaczęła mówić, że to nic takiego ale wiedziałam, że to była dla niej wielka decyzja chociaż nawet do końca nie wiedziałam o co chodzi z tymi darami. Matt ocknął się, pomogłyśmy mu wstać i wszyscy razem poszliśmy w stronę auli. Przypomniało mi się jak leżałam w szpitalu po wypadku samochodowym i miałam sen jak mama rozmawia z jakąś zjawą ubraną na czarno. Wtedy zrozumiałam, że to nie był sen, tylko prawdziwe wspomnienie, byłam przytomna ale myślałam cały czas, że śpię. Musiałam się dowiedzieć kto zabił mamę a wtedy wiedziałam tylko, że tym kimś była kobieta.
Kiedy wyszliśmy z korytarza zobaczyliśmy tłum ludzi stojących obok auli. Niektórzy płakali, ale wszyscy byli smutni i wystraszeni. Nikt nie zwrócił na nas uwagi.
-Czy oni widzieli co się stało ? - Emily zapytała Beth. Annabeth pokręciła przecząco głową.
Przepchaliśmy się przez tłum uczniów i zobaczyliśmy tego młodszego chłopaka z księgarni.
-O mój Boże - zakryłam ręką oczy.
Ten chłopak leżał tam martwy, wykrwawiony na śmierć. Obok niego leżała górka popiołu.
Co miałam  zrobić ? Wpatrywać się w niego i czuć że to moja wina ? Uciekałam, a za mną Matt i Emily a potem Annabeth.
Poszliśmy do jakiejś pustej klasy.
-Ten chłopak nie był demonem! - powiedział Matt - demon w niego wszedł, porwał jego duszę.
-Więc gdyby zabrał też moją duszę mógłby wejść w moje ciało ? - zapytałam.
Pokiwał potwierdzająco głową.
-Możliwe, że demon jest w szkole, trzeba go znaleźć, bo dopóki tu jest nie mamy szans ocalić Edmunda i Alice.
-Kogo ?
-Potem ci wyjaśnimy - Beth poklepała mnie bo ramieniu.
Zaczęłam się zastanawiać czy to dobry moment powiedzieć im co widziałam w moich wspomnieniach, ale wstrzymałam się z tym wolałam powiedzieć im to jak każdy ochłonie po tej całej sprawie. Potem zrozumiałam, że tak będzie wyglądać moje życie, że demony będą się ubiegać o moją duszę bo tylko ja mogę ich znaleźć i ... zniszczyć ?

------------------------------------------
Proszę o szczere opinie/udostępniajcie i co najważniejsze klikajcie "obserwuj" :D
I przepraszam za wszystkie błędy ale ja jestem jakoś dumna z tego rozdziału i mam nadzieję że wam się spodoba :*

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział VI - Elfka? Krasnoludka? Wróżka ?

Rok szkolny zaczął się jak zawsze kiepsko, ale tym razem to nie było coś w stylu tępe lalusie się ze mnie śmieją albo przewróciłam się przed najładniejszym chłopakiem w szkole. NIE! Od kiedy w moim życiu pojawił się Matt wiedziałam, że nie będzie lekko, że to nie będzie rok jak każdy inny. W końcu byłam widoczną w cieniu chociaż nie do końca wiedziałam co to znaczy.

A więc był 1 września. Wstałam jak zawsze o 7:00, szybko umyłam zęby i ubrałam się w białą koszulę i czarną spódnicę. Uroczyste ubranie szkolne wcale nie było w moim stylu więc doszyłam kilka ćwieków i wyglądało odrobinkę lepiej ale i tak źle. Nie chciało mi się jeść śniadania więc wzięłam kasę alby po akademii skoczyć do caf'e. Nie wiem czy chcecie słuchać jak jechałam autobusem, więc to pominę. Powiem tylko, że nic nadzwyczajnego się nie stało.
Wysiadłam z autobusu i ruszyłam w kierunku szkoły. Budynek był wielki, cały w fioletowo-białych barwach z flagami na których był wielki fioletowy żółw. Pomyślałam, że to musi być ich maskotka szkoły. Przed wejściem zobaczyłam chłopaczka, który był w księgarni gdy poznałam Emily. Przeleciał mnie wzrokiem i zaczął coś gadać do swoich kumpli po czym oni wybuchli śmiechem, nie chciałam zaczynać pierwszego dnia od jebnięcia temu bachorowi dlatego ominęłam go łukiem. Weszłam do środka, korytarz był tak długi, że ledwie widziałam jego koniec. Ściany były koloru piaskowego, wisiały na niej różne obrazy i gablotki z nagrodami sportowymi. Widziałam nawet kilka nagród za balet, byłam ciekawa czy jest jakiś kurs bo kochałam ten rodzaj tańca, ale i tak zabrakło by mi odwagi aby się zapisać. Wystrój był skromny kilka niskich ławek, w każdym koncie stał kosz na śmieci a pod sufitem wisiały plakaty z napisami :

River school rządzi!!!
Tylko nasze żółwie wygrywają biegi :D
Nasz szkoła spoko jest bo jest zawsze obaw mniej
Tu najlepiej jest idź zapisać się !!!
Takie głupie teksty aby zachęcić do nauki i zapisania się, takie jak w każdej szkole, takie które zawsze mnie irytują bo i tak z góry wiem, że w będzie chujowo.
Poszłam wzdłuż korytarza, minęłam kilka podobnych chłopaków jak ten w księgarni, czyli każdemu spadały spodnie i to również było denerwujące. Chyba jedyna rzecz jaka mnie choć trochę ucieszyła to ta, że z daleko pomachał mi jakiś chłopak. Gdy mu się przyjrzałam zobaczyłam górę loków i wiedziałam, że to Max. Chłopaka którego poznałam pierwszego dnia w nowym mieście. Nie podszedł do mnie bo rozmawiał chyba z nauczycielką ale od czasu do czasu na mnie zerkał co było miłe. Nie będę udawać, cały czas się na niego gapiłam. Poczułam obok mnie czyjąś obecność.
-No nieźle, przynajmniej mam pewność, że od Matta będziesz się trzymać z daleka - powiedział znajomy głos.
Obróciłam głowę zobaczyłam piękną blondynkę. To była Emily. Miał włosy spięte w koka przypięte spinkę w kształcie kokardki, ubrana była w czarną sukienkę z kołnierzem tak jak ostatnio miała bardzo wysokie szpilki i lekki makijaż.
-Emily ? -zapytałam.
Rozejrzała się w okół, przygryzając wargę.
-Tak to chyba ja - zarechotała - no chyba nie myślałaś, że cię tak zostawiamy? Jesteś nam potrzebna a Miłość, Zazdrość, demon albo ktokolwiek może znaleźć cię w każdej chwili. Wisior nie obroni cię przed wszystkim kochana.
Zacisnęłam kciuk na moim prezencie.
-Czy Matt też ...?
-Tak będzie tak jak i Annabeth.
-Kto? - zmarszczyłam czoło.
Wskazała palcem na drzwi którymi właśnie weszła niska, rudowłosa dziewczyna. Niewątpliwie każdy się na nią gapił. Nie dlatego, że była taka piękna bo była tylko dlatego, że każdy był odświętnie ubrany a ona miała na sobie czarną koszulkę, czarne rajstopy a na nich krótkie spodenki i zniszczone trampki. Szła dumnym krokiem w naszym kierunku, gdyby to był film to wszystkie światła poszły by na nią i szła by w spowolnionym tempie z Him I love you w tle.
Nie widziałam zbyt dobrze jej twarzy ale z każdym krokiem jej rysy robił się coraz wyraźniejsze.
Gdy już była krok od nas, Emily skakała ze szczęścia, widać było ich przyjaźń i to, że na pewno długo się znają ale jeśli chodzi o ich style raczej pomyślałabym iż są wrogami.
-Hej - powiedziała Annabeth z uśmiechem ale dość chrypkowatym głosem - jestem Annabeth ale mów mi Beth albo Anna.
Dziewczyna wydawała się być w porządku, do tego cała na czarno i przypominała wokalistkę Paramore już wtedy ja polubiłam.
-Ja jestem Anna ale mów mi...... An -  uraczyłam ją uśmiechem - też jesteś elfem ? - wyszeptałam.
-Nie głuptasku - zaczęła Emily jak zawsze promienna - ona jest ....
-Zamknij się Em ! - wykrzyczała.
Wszyscy uczniowie i nauczyciele spojrzeli w nasza stronę. Nasz elfik powiedział, ze nic się nie dzieję i każdy wrócił do swoich zajęć czyli do telefonów albo plotkowania.
W sumie zdziwiłam się dlaczego Annabeth nie chcę mi powiedzieć kim jest. Zastanawiałam się, że może być jakimś gnomem albo krasnalem. W końcu była na prawdę niska.
-Bez przesady - zaśmiała się Emily - jest trochę niska ale krasnale są tylko rodzaju męskiego. Nie ma krasnoludki.
-Emily! Miałaś mi nie czytać w myślach! - lekko się zdenerwowałam ale Annabeth nie wyglądała na urażoną tylko bardziej na rozbawioną.
-Okej przepraszam ale to było śmieszne.
Przejrzałam ją wzrokiem, jeszcze kilka razy zachichotała po czym wzięła nas pod rękę i zaprowadziła w kierunki auli.
Przez ramię elfki zerknęłam na Beth moja druga myśl - może wróżka.
-Nie! - dziewczyna znowu czytała mi w myślach.
-Emily!!! - nakrzyczałam na nią a ona znowu wpadła w śmiech.
Weszliśmy do Aluli gdzie było już kilku uczniów w rogu sali siedział Matt do którego podeszłyśmy i .....


-------------------------------------------------------------
Wiem że długo nie było rozdziału ale miałam remont :( Wiem że za pewne brakuję przecinków mam z tym wielki problem :'( I jeśli znajdziecie jakieś błędy to strasznie przepraszam :D Strasznie was proszę o szczera opinie :D I następny rozdział pojawi się gdy będzie pod tym minimum 7 pozytywnych komentarzy :D

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział V - Spadające spodnie i nowa przyjaźń

Kartka z pamiętnika.

Drogi pamiętniku ostatni raz trzymałam cię w ręku mając chyba osiem lat, potem
stwierdziłam, że jesteś mi nie potrzebny. Że to całe pisanie to dziecinna
zabawa i tony bzdur.
Jednak teraz cię potrzebuję!
Nie mam z kim porozmawiać o tej całej sprawie a dotrzymywanie
sekretów nie idzie mi najlepiej.
A więc od trzech tygodni nie dostałam żadnego znaku od Matta
Kiedy poprosiłam tatę żeby mnie umówił z doktor Donavan
jej asystentka powiedziała że wyjechała na urlop - na dosyć długi urlop..
Nie wiem o co tu chodzi

Zaraz zaczyna się szkoła a ja zaczynam naprawdę się martwić o tego chłopaka
cały czas myślę że mogło mu się stać coś złego, coś niebezpiecznego
i możliwe, że to z mojej winy...


Ten tekst zapisałam w pamiętniku dokładnie tydzień przed szkołą. Czy ta cała kartka jest prawdą ? TAK!
Matt nie k
ontaktował się ze mną od trzech tygodni, nie wiedziałam dlaczego ale na samą myśl o tym chciało mi się płakać choć jestem z takich osób co rzadko płaczą.
W poniedziałek poszłam z tatą kupić potrzebne rzeczy do szkoły, zeszyty i takie tam. Wybraliśmy się do centrum miasta. Szczerze mówią
c nie miałam pojęcie, że w River jest tyle sklepów, po drodze widziałam nawet dwie fontanny i wielki biurowiec. Mniejsza .... 
Gdy dojechaliśmy do sklepu wybrałam kilka zeszytów, ołówek, długopis i dwa cienkopisy. Kiedy miałam już wychodzić ze sklepu zobaczyłam że brakuję mi linijki więc poprosiłam tatę żeby dał mi kasę i zaczekał w aucie. Przeszłam się kilka razy po sklepie ale nigdzie jej nie widziałam.
-Cholera - przeklęłam pod nosem.
-Szukasz czegoś ?
Podeszła do mnie.. po prostu nieziemska piękność która uśmiechała się. Dziewczyna o przeciętnym wzroście, jeśli chodzi o figurę nie wyglądała jak jakaś anorektyczka miała płaski brzuch i piękne wcięcie a jej nogi to były zdecydowanie najpiękniejsze nogi jakie widziałam. Długie, blond włosy opadały delikatnie na jej policzki i wielkie niebieskie oczy czułam, że mogę zobaczyć w nich ocean. Miała lekki makijaż brązowy cień do powiek i różową szminkę. Była dużo lżej pomalowana niż ja a wyglądała dużooo lepiej. Ubrana była troszkę elegancko miała na sobie białą prześwitującą koszulę z kieszeniami z obu stron do tego zwykłe czarne rurki, szara kopertówka i ciemne szpilki .... wysoki szpilki. Byłam w nią tak zagapiona, że zapomniałam co powiedziała.
-Szukasz czegoś ? - powtórzyła.
Ocknęłam się i wydobyłam z siebie tylko jakieś hyymhgh. Dziewczyna parsknęła śmiechem i w tamtym momencie chciałam jej przywalić, nikt nie lubi jak ludzie się z niego śmieją inni potrafią to przerobić w żart i dobrze dogadać a ja zwykle używam pięści.
-Nie uderzysz mnie bo inaczej będzie kiepsko - zaszczyciła mnie jeszcze większym uśmiechem.
Nie miałam pojęcia skąd ona wie, że mam ochotę jej przywalić zwykle chwilę czekam a potem niespodziewanie ta druga osoba dostaję w mordę ale nie miałam pojęcia czy wtedy moja twarz wyglądała tak jakbym chciała jej przywalić czy po prostu była wróżką - mnie by już nic nie zdziwiło.
-Hehe nie jestem wróżką Anno - znowu jakby czytała mi w myślach.
-Skąd to wiesz ? - zapytałam.
-Bo wiem, że nie jestem wróżką - zaśmiała się.
Przełknęłam ślinę, miałam nadzieję że nie pomyślę jakiejś kompromitującej albo żenującej rzeczy o sobie. Wywołałam wilka z lasu.
-Serio ? - wybuchła śmiechem.
-Ciii - uciszyłam ją i zakryłam jej buzię ręką.
Dziewczyna nie mogła przestać się śmiać pozwólcie, że to co wtedy pomyślałam zostanie dla mnie... no i dla niej niestety.
Rozejrzałam się dookoła sklepu, jakiś metr od mnie stał chłopak. Wyglądał na trzynaście lat, czarne spodnie które mu spadały z tyłka miał bluzkę z Obey i czapeczkę z napisem Sweg, poczułam odruch wymiotny. Takie dzieciaki strasznie mnie wkurzają już nie chodziło o ubrania ale tym zachowaniem. Myślą, że są lepsi.

Chłopak podszedł pod nas poprawił grzyweczkę, a ja jeszcze raz popatrzyłam na jego spodnie. Ludzie miałam ochotę mu kupić pasek.
-Hej laski - kiwnął głową, to było strasznie zabawne bo sięgał mi ledwie do szyi.
-Hahaha - moja koleżanka która czytała w myślach zaśmiała się, potem zmieniła ton na oschły - spadaj! - i znowu się uśmiechnęła.
-Daj spokój, jesteśmy dla siebie stworzeni - przysunął się do niej.
Wybuchłam śmiechem. No po prostu nie wytrzymałam. Postawcie się na moim miejscu podchodzi do was chłopczyk w czapeczce i zaczyna z tobą flirtować.
-Coś cię bawi - popatrzył na mnie - nie rozmawiam z tobą frajerko.
Miałam taką ochotę mu przywalić ale "wróżka" zatrzymała mnie.
-Sorki kochany ale nie umawiam się z chłopakami którzy jeszcze noszą pieluchy - zbadała wzrokiem spadające spodnie.
Chłopak naburmuszył minę i odszedł podciągając spodnie. Zerknęłam na dziewczynę a ona na mnie, po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem.
-A tak poza tym jestem Emily - powiedziała blondynka.
-Moje imię już znasz - podałam jej rękę - ale nie musisz mi już czytać w myślach.
-Jasne, czyli wiesz, że nie jestem zwykłą dziewczyną?
Pokiwałam potwierdzająco głową, zaczęłam się zastanawiać kim jest - skoro nie wróżką. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła do jakiegoś składzika. Było to małe pomieszczenie z biurkiem i bez okien pomalowane na ponury kolor. Na biurku leżało kilka zeszytów komputer i wazon z różą.
Weszłyśmy tam rozbawione. Emily spojrzała na biurko i uśmiech zszedł jej z buzi.
-Coś się stało ? - zapytałam.
Wyglądała jakby miała się rozpłakać a zarazem komuś przywalić. Wyjęła z kopertówki mały woreczek.
Otarła łzy.
-A więc Matt mnie przysłała bo załatwia ci amulet.. zapomniał uprzedzić.
-Po co mi amulet? Myślałam, że to mój amulet - pokazałam wisior który dostałam od Aleksandry.
-Chodzi nam o to abyś weszła do świata nieśmiertelnych. Ludzie nie mogą tak po prostu tam wejść, nawet widoczni w cieniu. A Matt odwiedził najlepsza czarownicę żeby wszystko poszło z planem i żeby nic ci się nie stało.
Nie wiem dlaczego ale miałam ochotę się uśmiechnąć.
-To miło z jego strony.
Emily przygryzła dolną wargę.
-Może i miło ale nie czekaj na coś więcej, on nie lubi śmiertelników - zaczęła się zastanawiać co powiedzieć - mówi że ..... śmierdzą.
-Okej - ukradkiem powąchałam moją bluzę.
Pomyślałam wtedy, że jest w nim na zabój zakochana i myśli że ja też. Uspokoiłam ją, że nie znam Matta i nie kocham go no i że obecnie nie szukam chłopaka. To ją uspokoiło.
-Przepraszam, że zasugerowałam że śmierdzisz. Coś mnie naszło - zatrzepotała rzęsami czekając aż jej wybaczę.
-Spoko - wskazałam na tajemniczy woreczek - po co ci to ?
Wysypała zawartość na stół, były w nim tylko jakieś zioła. Palcem wskazującym dotknęła ziół a one zaczęły się dymić. Z dymu ułożyła się jakby dziewczynka która zaczęła tańczyć. Dopłynęła do wazonu z różą i jakby w nią wsiąkła. Z początku nic się nie wydarzyło. Potem kwiat jakby powiększał się.
-To ich nauczy, że nie wycina się kwiatów - skrzyżowała ręce.
Z dna wazonu wyrósł korzeń, wił się do podłogi następnie ją przekuł i "zasadził się w ziemi". Wpatrywałam się na to z niedowierzaniem. Bo nie codziennie się widzi jak wróżka z dymu przenika kwitek który następnie rośnie w pięć sekund tak jak te magiczne fasolki w dzieciństwie oblegały cały dom w kilka dni tyle że ta róża wyrosła w mgnieniu oka.
-Tak po za tym jestem elfem - uśmiechnęła się i wyszła ze składzika zakładając okulary przeciw słoneczne.
Ja tam chwilę zostałam i wpatrywałam się w przebitą podłogę.
Potem zapominając o linijce którą miałam kupić pobiegłam do samochodu i wróciliśmy do domu. Wbiegłam szybko na górę i zapisałam tylko w pamiętniku :

Pora stanąć przed tym wielkim wyzwaniem...
--------------------------------------------------------

Przepraszam za błędy i proszę o szczere opinie. Co wam się podobało a co nie i co byście chcieli zobaczyć w kolejnym rozdziale.

Jeśli macie słabą wyobraźnie i nie wiecie jak wyobrazić sobie Emily zapraszam zobaczyć bohaterów :D
MIŁEGO CZYTANIA !!!

wtorek, 7 października 2014

Rozdział IV - Dowiaduję się prawdy... w pewnym sensie.

Po tej całej akcji ze zjawą, rozbitą szybą i znikającym chłopakiem w domu, tatuś umówił mnie na spotkanie z psychologiem. Powiedział, że nie ma innej opcji w tym przypadku. Zawsze był dla mnie ważną osobą więc zabolało mnie to, że mi nie wierzył. W sumie pewnie sama bym sobie nie uwierzyła.
Wracając do tematu psychologa, w środę tato odwiózł mnie pod biuro doktor Donavan. Był to mały budynek pomalowany cały na pomarańczowo, dach jak wszystkie na tej ulicy był czerwony. Ze ścian odpadał trochę tynk ale ogólnie było normalnie pomijając fakt, że kabinet był jakiś kilometr od psychiatryka.
-Iść z tobą? - zapytał tato przed wejściem.
-Nie, dam sobie radę - chrząknęłam pod nosem.
-Zaczekać tu? -zadawał kolejne pytania.
-Nie tato jedź do domu na zakupy gdziekolwiek, nie jestem dzieckiem.
Bez przekonania kiwnął głową i odjechał. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Pierwsze pomieszczenie to było coś w stylu poczekalni kilka krzeseł i blat przy którym siedziała recepcjonistka. Młoda pani z długimi blond włosami zaplecionymi w warkocza, miała na sobie czarną sukienkę. Na początku nie zwróciła na mnie uwagi rozmawiała z kimś przez telefon. Podeszłam do blatu, kobieta natychmiast odłożyła słuchawkę i się mną zajęła.
-Dzień dobry - powiedziała - jesteś umówiona czy chcesz się umówić?
-Jestem umó..
-Świetnie - przerwała mi - z doktorem Davisem czy z doktor Donavan?
-Z Donava...
-Świetni wzdłuż korytarza, skręcasz w prawo koło łazienki i drzwi numer osiem - uśmiechnęła się fałszywie.
Była taka przesłodzona, no wiecie miła na siłę do tego traktowała mnie jak psychiczną dziewczynę tak właściwie wtedy się tak czułam. Już miałam jeden powód dla którego nie chciałam tam wracać.
Poszłam zgodnie ze wskazówkami recepcjonistki. Gdy zobaczyłam w końcu salę numer osiem zamarłam. Nogi się pode mną ugięły a ręce miałam jak z waty. Czułam się po prostu źle bo wiedziałam, że nie powinnam tam być.
Zapukałam do drzwi, po chwili usłyszałam miły głos mówiący - proszę wejść.
Niepewnie otworzyłam drzwi.W gabinecie stało biurko, szafka z różnymi dyplomami i figurkami, fotel a obok krzesło. Cały był pomalowany na brązowy kolor coś w stylu liści jesiennych.
Za biurkiem siedziała zapewne doktor Donavan. Miała krótkie brązowe włosy, wyraźne i piękne rysy twarzy jej uśmiech od razu mówił, że mogę jej zaufać jednak ciągle się wahałam czy powiedzieć jej prawdę.
-Proszę wejdź.
Minęłam próg gabinetu i podeszłam pod biurko.
-Jesteś Anna Williams ?
Pokiwałam głową a potem wydukałam z siebie - tak.
-Jestem doktor Donavan, twój ojciec mówił, że prawdopodobnie masz halucynację. Możesz mi powiedzieć dokładnie co widzisz albo widziałaś ? - stałam tak bez ruchu, po prostu byłam sparaliżowana - Proszę Anno usiądź, chcę ci tylko pomóc.
Usiadłam i nic nie mówiłam. Doktor. D wpatrywała się na mnie oczekując na moją odpowiedź a ja po prostu bałam się powiedzieć co tak na prawdę widziałam. Jej oczy były wbite w moją twarz nie mogłam tego wytrzymać - wybuchłam ... powiedziałam wszystko.
-Wszystko zaczęło się od tego jebanego wisiorka - ściągnęłam z szyi podarunek od Aleksandry i rzuciłam go - dostałam go od przyszywanej cioci, potem przeniosłam się do tego cholernego miasta, potem to morderstwo, potem czerwony księżyc i śnieg... w sierpniu! Potem ta dziwna wizja Zazdrość czy chuj wie co... a potem chłopak w moim domu i napis na ścianie do tego ścigające mnie noże... - wydukałam za jednym tchem.
Zaczęłam tak szybko oddychać, że pani psycholog podeszła do kranu i zaczęła nalewać wody do plastikowego kubeczka. Czułam, że się duszę. Jakby wszystkie moje wnętrzności krzyczały i rozpadały się na milion kawałków. Przed oczami miałam tylko szarmancki uśmieszek tego blondynka, duszka, zjawy który był w moim domu.
Doktor. D podała mi kubeczek, wzięłam dwa duże łyki i zaczęłam normalnie oddychać ... no trochę normalniej.
-Czy.. czy ja zwariowałam ?
-Czy to prawda - zapytała, łza spłynęła powili po moim policzku po czym pokiwałam potwierdzająco głową.
Kobieta zacisnęła zęby jakby nie wiedziała co powiedzieć, usiadła na swoim obrotowym krześle i zapisała coś w zeszycie. To na pewno nie była karta pacjenta czy coś w tym stylu, zeszyt wyglądał jak na prawdę stara książka.
-Pani Donavan? - zapytałam, jej wzrok od razu przekierował się na mnie - pani nie uważa, że mi odbiło. Prawda ?
Kobieta podeszła do okna, słyszałam jak szlochała. Podeszłam do niej, położyłam swoją rękę na jej ramieniu. Czułam się jakbym to ja była wtedy psychologiem a ona moją pacjentką. Pani. D wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i przetarła nos, następnie podniosła z ziemi mój wisior przypatrzyła się mu dokładnie a ja nie miałam pojęcia co się z nią dzieję.
-Masz niesamowitą przepowiednie. - powiedziała.
-Coo? - wyglądała jakby znała całe moje życie przez jedno spojrzenie na głupi naszyjnik.
-Anno cokolwiek się stanie nie możesz go zdjęć - podała mi podarunek od Aleksandry - cokolwiek się stanie, on cię będzie chronił.
-Przed czym? Przed tym chłopakiem ? - łzy zaczęły lecieć mi strumieniami.
-Przed śmiercią moja droga. Byłam kiedyś taka jak ty!
-Czyli jaka !?! - mój ton bardziej zmienił się w krzyk, chciałam wiedzieć wszystko.
Ponownie przetarła nos.
-Byłam widoczną w cieniu.
Nie miałam bladego pojęcia o czym mówi, jako jedyna mi uwierzyła a ja miałam ochotę wezwać policję albo psychologa, potem pomyślałam, że może to jakaś terapia? Uwierzy mi a potem ... bum wymaże mi pamięć, zahipnotyzuje czy coś.
-Nigdy go nie zdejmuj! Masz dar który jest potrzeby wielu istotom nadprzyrodzonym a najbardziej Miłości, to nie pozwoli cię wykryć.
Wtedy byłam pewna, że wie o co chodzi. W moim śnie czy wizji czy czymś Zazdrość gadała coś o tej Miłości a nie powiedziałam tego pani. D.
-Chłopak który był w twoim domu... niedługo na pewno znów go zobaczysz - przeszła mnie gęsia skórka - nie bój się go! Lubi straszyć ludzi ale chcę ci pomóc, ma w tym też swój interes ale to wyjdzie ci na dobre zaufaj mi.
Chłopak przez którego prawie nie zwariowałam miał mi pomóc? Wtedy to wszystko zrobiło się na prawdę popaprane.
-Ma na imię Matt i musisz go znaleźć - przytuliła mnie mocno - Teraz !
Wybiegłam z biura minęłam korytarz, toalety, recepcjonistkę i pobiegłam w stronę lasu szukać tego chłopaka, chciałam żeby to wszystko się skończyło.

Gdy byłam już w lesie zaczęłam go wołać - Matt!. Nie miałam pojęcia czego mam szukać i nie wiedziałam też dlaczego pobiegłam do lasu coś mi mówiło, że tam będzie. I niestety... nie myliłam się.
Las wydawał się mroczny, nie raz promienie słońca otulały moją twarz a nie raz otulał ją chłodny wiatr.
Na środku drogi pojawił się chłopak o blond włosach, przełknęłam ślinę. Jego uśmiech był taki jak wtedy.
Bałam się podejść więc tkwiłam w miejscu. Miałam wrażenie, że zaraz moje Martensy zanurzą się pod ziemię wraz ze mną. Chłopak znikł. Po chwili poczułam czyjąś obecność tuż za mną i delikatny głos szepczący mi o ucha.
-Jednak jesteś odważna.
Te słowa trochę mi pomogły wiedziałam, że jakby chciał mnie zabić zrobiły to wtedy. Jednak nadal telepały mi się ręce a usta jakby były sklejone nie mogłam wydusić nawet literki z siebie.
-Nie musisz się bać, musisz mi pomóc. Kiedy to zrobisz ja odwalę się od twojego świata rybciu i będziesz bezpieczna, żadnych duchów - powiedział
Wzięłam wdech.
-Okej, co mam zrobić ?
-To nie taki łatwe - objął mnie od tyłu, próbowałam się jakoś wyszarpać ale jago spojrzenie nadal przyprawiało mnie o dreszcze.
-Okej, chociaż powiedź mi kim jestem ?
Chłopak się zaśmiał, wypuścił mnie z objęcia i znikł, oczywiście pojawiając się w innym miejscu, tuż przede mną. Jakby nie mógł użyć nóg .!.
-Jesteś człowiekiem który ma dar. Widzisz... niektóre duchy w godzinę w którą umarły zmieniają się w demony. Śmierć nie umiał ich zobaczyć w tę godzinę, więc każde uczucie oddało trochę swojej mocy i zesłało ją na ziemię na niektórych ludzi. To nie jest dziedziczne czy coś. Albo się taka rodzisz albo nie - uśmiechną się - ty widzisz demony. Większość widocznych w cieniu pracowało dla Śmierci zgarniało demony i wsadzało do piekła. Teraz ten ród nie żyję a ty jesteś jedyna. Każde uczucie.. każda istota nadprzyrodzona chcę cię dopaść - mówił to taki głosem jak z horroru, szepcząc mi to do ucha. Jednak dalej nie wiedziałam co znaczą te uczucia śmierć czy coś. Gdybym mogła otworzyć buzię zadałabym tyle pytań. Musiałam się przyzwyczaić do tego, że gadałam sobie z duchem.
-Ty.. ty nie jesteś demonem? Czy one są złe? - udało mi się wydukać.
-Są złe w godzinę swojej śmierci ja nim nie jestem - położył swoją rękę na moim biodrze zbliżył swoje wargi do mojego ucha i wyszeptał - Ja jestem zły.
I znikł nie pojawił się z powrotem a ja uciekłam. W domu wmawiałam tacie, że zrozumiałam że to były tylko moja zwidy a on mi uwierzył.
-----------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak długo ale nie miałam czasu pisać :( Następny rozdział będzie szybciej zapewne w niedzielę albo w poniedziałek :D  Bardzo wszystkich proszę o szczere opinie i  przepraszam jeśli pojawiły się jakieś błędy :**
Ps; Mam nadzieję że rozdział i zwiastun się podobają :D

czwartek, 25 września 2014

Rozdział III - Historia mrożąca krew w żyłach.

Przez kolejne trzy dni tato cały czas wypytywał co się stało, a ja .. co miałam powiedzieć? W sumie sama nie miałam pojęcia co się stało. Miałam wrażenie, że zaczynam wariować no bo błagam śnieg na początku sierpnia ? I ten księżyc i .... chyba wystarczy.
Zeszłam na śniadanie dość później niż zwykle, siedział już tam mój tata. Na mój widok podbiegł do szafki i wyjął płatki.
-Chcesz płatki, owsiankę a może...
-Może przestaniesz ? - przerwałam mu - tato od kilku dni nie masz własnego życia wpatrujesz się we mnie jakbym była jakaś psychicznie chora! Mam tego dość, chcesz mi pomóc ? Nie traktuj mnie jak idiotkę. - zrobił zmartwioną minę jakbym pogorszyła wszystko - Wiem że się o mnie martwisz ale dam radę. Zawsze daję.
-Czyli nie obrazisz się jeśli wyjdę potem pobiegać ? - zapytał uspokojony.
Podeszłam do niego i objęłam jego szyję szepcząc do ucha 'kup mi czekoladę jak będziesz wracać'. Pocałował mnie w czoło i poszedł na górę. Z ojcem zawsze miałam dobry kontakt, po śmierci mamy jakoś się polepszył, oboje ciężko przeżyliśmy jej śmierć a ja miałam tylko go.
Ze względu na fakt że siedziałam w piżamie poszłam na górę wziąć prysznic i się przebrać. Szybko się umyłam. Założyłam na siebie bluzkę z Nirvaną, czarne spodenki i trampki, uczesałam włosy związując je w dwa małe koczki po bokach. Na szyje zawiesiłam tatuaż żyłkę i naszyjnik od Aleksandry. Wyglądałam tak jak zawsze.
Potem posiedziałam chwilę na kompie. Tato zawołał, że idzie biegać, może to dziwne ale poszłam sprawdzić czy na pewno wyszedł. Na szczęście tak. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, to była Aleksandra.
-Halo ? Anna ?
-Cześć coś się stało? - zapytałam, wiecie ona jakoś nie była stworzona do technologi każdego rodzaju.
-A nie mogę po prostu zadzwonić ?
-Tak taaak. Wiem, że masz jakąś ważną sprawę. O co chodzi ? Tato do ciebie dzwonił ?
-Tak dzwonił, chciałam tylko powiedzieć, że wpadnę z wizytą.
-Naprawdę - zaczęłam skakać ze szczęścia co wcale nie było w moim stylu - kiedy będziesz ?
-Jutro wieczorem powinnam być. Przyszykuj dla mnie kanapę czy coś, ja lecę pa kochanie.
-Paa - rozłączyłam się.
Odłożyłam słuchawkę i poszłam do kuchni zjeść coś słodkiego. W szafce były tylko żelki, nigdy ich nie lubiłam więc zostawiłam je na miejscu i włączyłam telewizor w kuchni. Nadal nadawali o tym morderstwie, to było dziwne bo River nie jest zbyt sławnym ani dużym miastem, a mimo to w telewizji cały czas było o tym.
"W mieście River dalej nie znaleziono odpowiedzi co do tajemniczego morderstwa, można by pomyśleć że stoi za tym jakiś zwierz jednak mimo śladów pazurów i zębów pozostawionych na kawałkach szczątków policja dalej prze że morderstwa dokonał....." Nagle ekran zaczął wariować, zrobił się cały czarny a następnie czerwony potem wrócił ekran ale cały czas się zacinał "...... de n, demo.. demon!" powiedziała babka w tv.
Telewizor zgasł a ja odskoczyłam ze strachu.
-Co jest?
Odwróciłam się, szafki kuchenne zaczęły się otwierać i zamykać, ze środka wypadały filiżanki i talerze.
Czułam się strasznie, zawsze byłam odważna może dlatego że musiałam taka być ale gdy zobaczyłam te szafki poczułam że coś się dzieje.
W kuchni zapanował mocny wiatr, moja włosy padały na wszystkie strony ledwie złapałam powietrze. Poduszki z kanapy zaczęły latać po całym salonie-kuchni. Telewizor ponownie się włączył jednak dalej się zacinał. Baba w wiadomościach znowu zaczęła mówić "Na... miejscu zdarzenia ..zn leziono ..tylko kolczyk...". Zaczęłam bać się jeszcze bardziej, huragan w pokoju był coraz silniejszy. potem światła zgasły na kilka sekund czułam, że ktoś za mną stoi. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się, stał tam jakiś chłopak. Blondyn z kręconymi włosami, ubrany był cały na czarno. Światła zaczęły migotać, a wiatr który był w pokoju powoli zaczął mnie unosić.
-Kim jesteś i czego tu szukasz ? ! - z trudem otworzyłam buzię.
On się tylko uśmiechnął a potem znikł. Usłyszałam jakiś szelest, szum jakby metal uderzał o metal. Powoli szuflada w kuchni otworzyła się a osiem wielkich noży ruszyło w moim kierunku. Zaczęłam biec do drzwi, które były na końcu korytarza. Skupiłam całą uwagę na klamce, drzwi były zamknięta.. kto by się tego spodziewał co nie ? Poczułam zapach jabłek i mięty odwróciłam się a na ścianie był wielki napis - "wydawałaś się odważniejsza" napisany krwią.
Zaczęłam piszczeć. Wybiłam szybę obok, swoim własnym ciałem i uciekłam na zewnątrz. Upadłam na ziemię. Spojrzałam na ręce całe we krwi i kawałkach szkła. Zaczęłam płakać tak głośno, że ktoś musiał to słyszeć. Starałam się podnieść ale bałam się że gdy podniosę głowę do góry ujrzę coś czego nie chcę widzieć, ale co miałam robić siedzieć tuż obok domu w którym prawie zginęłam, szybko wstałam i już miałam biec kiedy wpadłam na tatę.
-Anno co się stało? - zapytał zaniepokojony.
-Tato ja - odwróciła się w kierunku zbitej szyby, no już w cale nie była zbita, moje ręce nie były całe we krwi a drzwi do domu były otwarte. - Tato tam było..
-Co się stało? - zaczął się niepokoić, szybko go uścisnęłam dalej płacząc.
-Coś tam było okej ? Musiałam wybić szybę i uciekać a w środku ten chłopak - łzy spływały mi jak wodospad - tak się boję.
-An przecież żadna szyba nie jest wybita.
-Nie wierzysz mi ?
-Kochanie ja..
-No to patrz... -otworzyłam dom, ręce mi się telepały było mi zimno a moja skóra była cała blada.
Chciałam pokazać ojcu to co stało się w domu, ale to samo co na zewnątrz wszystko było normalne. Osiem wielkich noży nie było wbitych w ścianę, żadnego napisu ani wariującego telewizora ani huraganu a nawet wiaterku.
-Przysięgam że.. - nie wiedziałam co powiedzieć.
-Może to po tych morderstwach? Coś ci się śni albo masz haluc...
-Nie! Tato cholera! JA JESTEM JAKAŚ NAWIEDZONA NIE MAM ŻADNYCH HALUCYNACJI. WIEM CO WIDZIAŁAM!!!
Następnie pobiegłam do pokoju, chowając się pod kołdrę myśląc że totalnie zwariowałam. W sumie wolałabym zwariować niż kolejny raz przeżyć to wszystko co spotkało mnie w tym mieście...



------------------------------------------------
Przepraszam jeśli znajdziecie jakieś błędy :D Piszcie szczere opinie bardzo o to proszę :D :***

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział II - Znikam... w pewnym sensie.

Następnego ranka wszystko było normalne poza tym, że śniły mi się odcięte głowy, ale w sumie to była najnormalniejsza rzecz jaka spotkała mnie w tym mieście.
Wstałam dość wcześnie, zeszłam na dół na śniadanie. Zrobiłam sobie miodowe płatki z mlekiem i włączyłam mały telewizorek w kuchni. Pierwszy kanał - sześć zamordowanych osób, drugi kanał - sześć zamordowanych osób, trzeci kanał - sześć zamordowanych osób w River (nazwa miasta).
-Pfff - znudzona tym tematem wyłączyłam telewizor.
-Ann! - zawołał mnie tato.
-Na dole! - odpowiedziałam głośnym tonem.
Szybko zszedł na dół, ku mojemu zdziwieniu był w dresie i adidasach. Przejrzałam go wzrokiem a z ręki wypadła mi łyżka. Mój tatuś był zawsze poukładanym człowiekiem nie, że jakimś sztywniakiem czy coś ale nie uprawiał sportu czasem ale to czasem wybrał się na siłownie ale głównie siedział w barze wżerając burgery.
-Wow co.. co ci się stało? - zapytałam - skąd masz dresy ?
-Kupiłem fajne nie? - zaczął bawić się zamkiem od bluzy.
-Niee.
Zaśmiał się pocałował mnie w czoło i zaczął pytać o to co zawsze z rana jak się spało, co będziesz dzisiaj robić?
-Wybieram się nad kąpielisko.
-Wow będziesz siedzieć z innymi ludźmi? W jednym miejscu? Oddychając tym samym powietrzem? - kiedy to mówił wyglądał poważnie ale kiedy wbiłam w niego swój poirytowany wzrok od razu zaczął się śmiać.
-Tak właściwie jak będzie dużo ludzi to wrócę! A jak będzie mało ludzi ... też wrócę. - wyjaśniłam.
Tato znowu zaczął się śmiać, pogłaskał mnie bo głowie i wybiegł na zewnątrz.
-Idę biegać - krzyknął - zamknij dom.
Dokończyłam płatki i pobiegłam na górę. Wyjęłam z szafy torbę, zapakowałam do niej ręcznik, książkę i butelkę coli. Następnie zamknęłam dom i poszłam nad jezioro. Jeśli chodzi o sprawę morderstwa to nadal nic nie ustalono, tato postanowił nie wspominać o tym temacie. Uznał, że to dla mnie szok ... czy coś.


Miałam wielkie szczęście bo nad kąpieliskiem była jedna para która pakowała swój piknik i zbierała się do domu, oprócz nich nie było nikogo. Rozłożyłam ręcznik niedaleko wody, rzuciłam torbę, zdjęłam ubranie nie martwcie się miałam strój kąpielowy i poszłam w kierunki wody. Zanurzyłam kostki, woda była dość ciepła. Miałam wskakiwać kiedy przypomniało mi się, że mam biżuterie. Podbiegłam do koca i włożyłam do torby tatuaż żyłkę, naszyjnik od Aleksandry i pierścionek z czaszką taki jak nosi mój ulubiony bohater książkowy Nico Di Angelo (Percy Jackson, Olimpijscy herosi).
Skoczyłam do wody z małego mostku. Kiedy się zanurzałam poczułam zimno, woda wydawała się ciepła ale po skoku czułam się jak w Titanicu. Jakoś dałam radę i zaczęłam pływać i nurkować. Woda była no... nawet czysta. Był znak, że można pływać więc miałam w dupie to czy będę śmierdzieć. Kilka razy poskakałam z mostku, popływałam potem poszłam poczytać książkę potem znowu pływałam i nurkowałam aż zaczęło robić się ciemno. Wyszłam z wody, poszłam po torbę i ręcznik. Robiło się coraz chłodniej, nie w tym sensie, że zaczął wiać wiaterek miałam wrażenie jakby padał śnieg.
Szybko wytarłam się ręcznikiem i założyłam swoją koszulkę i spodenki. Zobaczyłam światełko w mojej torbie, małe czerwone światło które jaśniało z mojego naszyjnika od Aleksandry. Zaczęłam się w niego wpatrywać i rozglądać czy ktoś jest nad jeziorem. Robiło się coraz zimniej a niebo stawało się czarne w mgnieniu oka jak w jakichś filmach, wyszedł księżyc, co było dziwne bo była dopiero 17 a był sierpień.
Nie miałam pojęcia co robić. Zaczęła padać śnieg. Wyciągnęłam rękę aby zobaczyć płatki śniegu, gdy poczułam chłód na dłoni szybko ją zabrałam. Księżyc świecił na czerwono, na taki sam kolor jak naszyjnik. Postanowiłam po prostu wziąć swoje rzeczy, również naszyjnik i spierdalać jak najszybciej. Jednak kiedy zbliżyłam rękę do naszyjnika światło jakby rozbłysło na całe miasto a ja jakby zasnęłam.

Obudziłam się w innym miejscu. Był to wielki biały pokój, na ścianach wisiało kilka obrazów, nie miał żadnych okien, stało w nim tylko dziesięć ogromnych krzeseł i stół z takim wielkim talerzem.
-Halo !?! - zaczęłam krzyczeć - Ktoś tu jest ?
Nagle do pokoju weszła kobieta z czarnymi włosami upiętymi w kok. Miała długą czerwoną sukienkę z czarną koronkę, a w ręku trzymała jakieś berło. Miała strasznie bladą twarz, brązowe oczy i usta pomalowane na mocy czerwony kolor.
Miała jakieś cztery metry wzrostu. Za nią weszła kobieta z długimi blond włosami zaplecionymi w kłosa z kwiatami. Miała zielono-złotą sukienkę, jej kolor skóry był całkiem inny niż tamtej, kobieta była ładnie opalona do tego miała niebieskie oczy krótko mówiąc była niesamowicie piękna. Jednak na jej małych ustach widniał smutek.
-Widzisz siostrzyczko albo ja będę rządzić albo ona pożałuję - powiedziała ta pierwsza.
-Jesteś Zazdrością ale nie musisz obalać naszej siostry - powiedziała ta piękna.
Potem ta cała Zazdrość usiadła na jednym z krzeseł. Podbiegłam do niej z zaczęłam ciągnąć ją za nogę bo nie dosięgałam do dłoni, żeby mnie zauważyła i mi pomogła, ale moja ręka przeniknęła przez jej sukienkę.
-Przyjaźń, daj spokój pora żeby Miłość zapłaciła za swe grzechy - powiedziała Zazdrość.
Przyjaźń podeszła do niej i spokojnym głosem zaczęła pytać.
-Za jakie grzechy? Zapłaciła już za to co zrobiła w raju - odwróciła się plecami w kierunku drzwi.
-Ach tak? - Zazdrość prychnęła śmiechem - A czy wiesz, że ma dziecko? Ze śmiertelnikiem.
Przyjaźń zaniemówiła, zaczęła wpatrywać się w siostrę.
-Halo ? Obalicie potem tą Miłość, pomocy! - zaczęłam krzyczeć jakby miało mi to coś dać,  w sumie dało.
Nagle siostry popatrzyły na siebie z niedowierzaniem.
-Słyszałaś? - zapytała Zazdrość.
W myślach miałam mętlik i żałowałam że otworzyłam buzie. Przyjaźń wyglądała na przerażoną ale Zazdrość na wściekłą. Przeszukiwały wzrokiem całą salę ale nie widziały mnie... chyba.
-Czy ktoś tu jest ? - krzyknęła jedna z nich.
Byłam tak przerażona, że nie wiedziałam która bo miałam zamknięte oczy.
-Myślisz, że słyszał ktoś tę rozmowę - zapytała Przyjaźń słodziutkim ale pełnym obaw głosem.
Otworzyłam na chwile oczy, Zazdrość nadal mnie szukała.
-Módl się żeby nie - machnęła berłem i obudziłam się ...


... Kiedy otworzyłam oczy było jasno, zamiast księżyca na niebie było słońce, nie padał śnieg a naszyjnik był na mojej szyi. Obok mnie leżała otworzona książka, więc pomyślałam że zasnęłam przy czytaniu a to był tylko sen. Zebrałam niepewnie swoje rzeczy i poszłam do domu.
Przez całą drogę niespokojnie oddychałam, ręce telepały mi się ze strachu jak tylko przypomniała sobie wściekłą twarz kobiety.
Pod moim domem stała policja więc zaczęłam telepać się jeszcze bardziej. Już z daleka zobaczyłam mojego ojca rozmawiającego z policjantem któremu pomogłam przy głowach.
Gdy tato mnie zobaczył podbiegł do mnie ze łzami w oczach, mocno przytulił do siebie i dość długo nie puścił. Nie miał już na sobie dresów był ubrany jak zawsze marynarka i jensy.
-Gdzie ty byłaś ? - zapytał zaniepokojony.
-Mówiłam że idę nad jezioro.
Popatrzył się na mnie jakbym zwariowała.
-Anno nie było cię cztery dni.
-Co?..Ja ..Tato ja pamiętam że zemdlałam. Ale dlaczego nie szukaliście mnie nad jeziorem - zaczęłam panikować i znowu się telepać. Myślałam ze zaraz wybuchnę.
-Anno policja pierwsze poszła tam cie szukać, sam też cały czas cię szukałem.
-Byłam nad jeziorem, cały czas, tato ja... - popatrzył na mnie zaniepokojony.
-Nic ci nie jest?
Pokiwałam głową na znak że wszystko jest okey. Podszedł do nas policjant.
-Hej młoda.
-Hej .... ja.
-Słuchaj musisz powiedzieć co mniej więcej się stało ok?
-Okey.
Nie powiedziałam im prawdy. Miałam powiedzieć, że zobaczyłam że mój naszyjnik zaczął świecić a potem księżyc był czerwony ? A jeszcze ten śnieg i kobieta która miała cztery metry i nazywała się Zazdrość?
Powiedziałam że straciłam przytomność i nic nie pamiętam. Po zeznaniach cały czas zastanawiałam się czy wtedy zasnęłam czy naprawdę zniknęłam...